Wizyta w WORD

Papiery odebrane.
O dziwo kolejki nie było. Większość czekała na egzamin, co mówiły mi ich miny.
Może dlatego, że pogoda taka paskudna. Leje i leje.
Po ogołoceniu portfela w kasie, podeszłam do okienka, gdzie zostałam przyjęta z wielką łaską i cmokaniem.




Doszły też narzekania na chłopaka, który był przede mną. Wyjeżdżał i zależało mu na jak najszybszym terminie-"czy w ciągu tygodnia dałoby radę?". Po prychnięciu przywołała go na ziemię zabierając jakikolwiek nadzieje. Bo przecież nie chodzi o to,że się nie dało a o to że swoje trzeba w kolejce odstać a potem swoje na termin odczekać.
Kiedy grzecznie czekałam na jej niespieszne ruchy, ona się oburzała takim podejściem, bo co to za zwyczaje, żeby w ciągu tygodnia wszystko załatwić. Kocham tę naszą polską, urzędniczą mentalność.

Teoria: 28 czerwca, 10.30.

Wracając do domu dogoniłam egzamin właśnie. W sumie pogoda na korzyść kierowcy. To znaczy biedak był cały mokry ale na własne życzenie, bo już w tym Piotrkowie taki utarł się zwyczaj, że zdaje się w krótkich spodenkach i bluzie...No ale egzaminator pewnie przychylniejszym okiem spojrzy, widząc warunki jazdy. Ja bym takiemu do egzaminu podejść nawet nie pozwoliła. No ale wymogów poza kaskiem nie ma, więc czepiać się nie można...

Mózg to rzadko spotykany organ.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 5

Obserwatorzy