Jazda dziesiąta

Znów szósta rano. Ledwo na oczy widzę.

Plac-rozgrzewka. Ósemka na ssaniu to zdecydowanie za szybko. Hamowanie, slalom, znów ósemki. Dla paradoksu teraz, gdy wyjeżdżam na miasto, placu jest mi mało. Ech, zrozum tu babę...

Podpięta do kabli i pozytywnie nastawiona-jedziem!

Nie było tragicznie.  Źle też nie. Ale dobrze? Oj dobrze tez nie było.



Dziś tylko:

- przekroczenie dwa razy podwójnej ciągłej,
- niezatrzymanie się na stopie,
- trąbienie zamiast włączanie kierunków,
- które były włączone dopóki głos w słuchawce mnie nie uświadomił.

Oblałabym dziś nie raz

Ruszanie pod górkę. Pierwsze takie.
Zgasł. Stwierdziłam,że nie będę sama próbować. Poczekam, aż gośc wysiądzie i powie co i jak.
I powiedział. Najpierw to, że trudno ruszyć, jeśli biegiem wyjściowym jest czwórka ;]

Jakoś tam jadę. Co to będzie jak będę pełnoprawnym uczestnikiem ruchu czas pokaże.

Po powrocie do domu-miła niespodzianka. Przyszły moje rękawiczusie!
Rozpakowane, bo mama myślała,że paczka do niej. Wzrok już nie ten, co zrobić.
Zawartość oczywiście ją zaciekawiła:
- Ale ładne. Do czego Ci?
- Koleżanka na skuter chciała a konta na allegro nie ma...
- Ahaaa...

Zero podejrzeń. Chyba...
Testy "A" na wierzchu, kurtka w szafie, notatki o drodze ekspresowej na wierzchu a teraz rękawice...
Nic to, udaję głupią dalej ;)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 5

Obserwatorzy