Jazda dziewiąta

No i nareeeszcie! Gość co prawda robił co mógł, żebym tak szybko do tego miasta nie wyrywała. Widać, nie jest mnie pewny. I słusznie :D

Oczywiście żołądek w skurczach od rana. Bo jednak wreszcie będzie okazja rozwinąć prędkość, poskręcać, i jeszcze jakiś głosów w głowie słuchać. A jak się okaże, że mi w ogóle nie idzie albo jednak, że to nie to?


Zanim zdążyłam się wczuć, pierwszy postój. Na stacji. Bo zapomniał zatankować, a ponoć raz już pchali ;)


Tak więc tank do pełna i w drogę.


Oczywiście podczas jazdy się okazało, że lusterka w cały świat. Dobrze, że kark giętki, a ja i tak mam tendencję do odwracania-lusterka to zwodnicze bestie.

Miasto mnie zaskoczyło. To, co na placu mam opanowane, na mieście muszę opanowywać od początku. Tego się nie spodziewałam...Choćby na przykład, jak dodaję gazu, to się sprzęgło popuszcza a nie kurczowo trzyma! Jak się gaz z kolei odpuszcza , to sprzęgło się prosi, a nie...Może jak mną kiedyś rzuci, to się opamiętam.

Dysputa filozoficzna na temat kierunkowskazów. Bo po co mam włączać skoro omijam rowerzystę nie zmieniając pasa ruchu? No ale Instruktora słowa to święte słowa, słuchać się trzeba.

Nawyk redukowanie biegów przed zatrzymaniem może być. Za to wyłączanie kierunków-nijak!
Ewa zredukuje, Ewa włączy, Ewa, skręci i Ewa jedzie dalej. I ten jej błogi stan co chwila przerywa głos w słuchawce "E, kierunek!!!".

Na Folwarcznej chciałam skorzystać z dobrodziejstw, w jakie wyposażony jest motór (rozmiary), więc progi zwalniające omijałam. Oczywiście dostawałam za to stosowną burę...Bo one od tego są, żeby po nich przejeżdżać...czyli mam już pierwszą rzecz, której po zdaniu egzaminu stosować nie będę!

 Piesi oczywiście motocyklistkę mają w zadku, więc motocyklistka ich też. I tak oto hamowałam dziś na pasach, bardziej zajęta sytuacją przede mną a nie po bokach. Bo na pasach znikąd wzięła się kobitka z zakupami...

I, tak po okrążeniu trasy, wróciliśmy na plac, gdzie miałam dłuugie kazanie. Ale ja i tak wiem swoje-aż tak źle nie było. Ruszanie, hamowanie, zmiana biegów i omijanie dziur i studzienek czy białych linii.
Tylko to kurczowe trzymanie się lub popuszczanie sprzęgła, kiedy nie trzeba...
Cóż, podobne początki miałam na skuterze, tylko z trochę innym efektem :P

Gościu albo zaplątał się z godzinami albo za te swoje spóźnienia dołożył mi gratisy. Chyba jednak mnie lubi, w sumie nie ma wyjścia ;) Kto wie, może jakieś ciasto na pożegnanie upiekę.

Po papiery do OSK a potem terminy wybrać. To już coraz bliżej. Stressssssssssssssssssssssssssss!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 5

Obserwatorzy