Ostatnia jazda

Instruktor stawił się przed czasem. Znów. Oj te jazdy ze mną chyba go wyrobiły :)

Miasto, cóż...trzeba by było zobaczyć minę Instruktora, żeby zrozumieć, jak dziś poszło...
Na pseudo rondzie widzę pieszego. Hamuję. Wrzuciłam 1. Wrzuciłam? No chyba tak. Boo bum.
Chyba jednak nie...Ale poradziłam sobie, to też zawsze coś.

Na Żelaznej wyprzedzanie ciężarówki. Nie lubię.




Na placu chciałam ominąć pachołek. Niestety, kiedy chcesz ominąć przeszkodę, to się na nią nie patrz!
Skończyło się pięknym wyhamowaniem w pachoł, zaraz naprzeciwko okna, w którym stali instruktorzy...zajęci kawą...oczywiście do momentu mojego popisu...co za siara! Ostatnie godziny i takie odpały! Czemu?

Gość macha ręką. Czyli skończyło się. Wjeżdżam do garażu, składam podpis i mam pytać jeśli coś chcę jeszcze wiedzieć, bo on zaraz znika. na odchodnym mówi, że mogę sobie pojeździć po placu, jeśli chcę, bo kolega zostaje. Jeśli chcę?! No to chyba oczywiste! Na pytanie, kiedy mam egzamin mówię,że nie powiem. Uśmiecha się więc tylko i dodaje "ale zadzwonisz? No zadzwonię :)

No to z powrotem wyprowadzić, przywdziać kask i kręcić ósemeczki. Gaszę też silnik, żeby obsługę sobie przypomnieć. I od razu nadbiega mój tymczasowy opiekun z okrzykiem "co żeś znowu popsuła?". Na widok, że ja tylko mechanikę ogarniam, każe mi wszystko opisywać. Dusza człowiek! Jak zdam to i jemu ciasto upiekę!

Przyszedł i mój Instruktor z B. Oj coś mu się spodobało ocenianie moich postępów na moto. Trzeba pokazać fason, nie ma rady. Rozpędzanie, hamowanie i skręcanie pomiędzy tirem a autkiem nauki jazdy. Za kierownicą zaś spojrzenie blond piękności z jakimś takim niezrozumieniem słanym w moją stronę. Nie dość że wszak jeżdżę na dwóch kołach to jeszcze w deszczu. Toż to się nie godzi...Cóż, różne spojrzenie na świat. I tak, ja się z powrotem zajęłam pachołkami, a ona poprawianiem fryzury w lusterku.

Kolejna godzina mija, a mnie nikt z placu nie goni. Ale chyba mam dość. Obaj mówią, że idzie mi dobrze i że zdać powinnam. Pytają o termin. "Nie powiem" :) O nic juz nie pytali-widać mieli już niejedną kursantkę z takim podejściem, i zrozumieli w czym rzecz.
Powodzenia życzyli. Miło. Bo Instruktor nie życzył. Może stwierdził, że mi cudu trzeba a nie powodzenia :D

W momencie opuszczenia placu samoistnie uaktywnił się stres przed poniedziałkiem.
Ale, przecież co ma być to będzie. Skupić się i robić, czego wymagają. Jeździć nie umiem, ale egzamin tej umiejętności akurat nie sprawdza...

20 godzin praktycznej jazdy. 20 godzin z motocyklem, które mają wystarczyć na zdanie egzaminu i późniejszą jazdę z uprawnieniami. 20 godzin, które były pierwszymi w życiu. Absurd. Albo głupota. Na szczęście jestem świadoma, jak wiele mi jeszcze brakuje i nad czym trzeba popracować. Może tragedii z tego nie będzie.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 5

Obserwatorzy