Samemu, z ekipą a może jako pasażer?

Blog odświeżony, mniej bądź bardziej przystosowany do ponownego użytku.
Pora zacząć pisać.
Rok 2016 nadchodzi powolnym krokiem, a z nim kolejny projekt.
Co to będzie czy wyjdzie i jak wyjdzie, okaże się w trakcie...
Dzisiaj wpis o zaletach (wadach) jazdy w ekipie, samemu i jako plecak.


Choć motocyklem poruszam się dość krótko, zdążyłam przeżyć (to też już dużo!) podróż z perspektywy kierowcy oraz pasażera. Każda opcja ma swoje plusy i minusy. Zacznijmy od tej mniej wymagającej (czy aby na pewno?) wersji.


Bycie plecakiem


W świecie motocyklistów plecaki są traktowane różnie. Dla jednych to utrudnienie (wierci się taka, wciąż zatrzymywać się chce, żeby włosy poprawić, w żebra stuka jak droga zachęci do szybszej jazdy albo narzeka, że pupsko boli i przerwę zrobić trzeba.). Dla innych jest to nawet obiekt pożądany-zdjęcia porobi w trakcie jazdy, może filmik nakręci...w czasie deszczu plecy ochroni albo błoto weźmie na siebie...

Niemniej nie jest to łatwa rola. Na pierwszy rzut oka, taka pasażerka nie robi przecież nic innego poza chłonięciem mijanych krajobrazów i cykaniu fotek. Tak i ja na początku myślałam. Pierwszy dalszy wyjazd zmienił trochę mój pogląd. Zgrać się z kierowcą, ufać mu i nie przeszkadzać. Kiedy jest się kobietą...no same wiecie (i wy biedni też...) mogą być z tym problemy. Jednak póki jest się pasażerem nie mającym prawka na moto, jest dość lajtowo. Ale gdy o jeździe masz już pojęcie i zasiadasz nagle na tylnej kanapie...pojawiają się myśli, które do tej pory Twojej głowy nie zaprzątały. Wiesz, na jak wiele rzeczy trzeba zwracać uwagę, każdy dziwny dźwięk wydobywający się z silnika, klekoty i stukoty, mijane ciężarówki, dziury na drodze, branie zakrętów...nie są już takie przyjazne, jak za czasów bycia bierną motocyklistką. Wiele oczywiście zależy od doświadczenia kierowcy i jego "pewnej" ręki, refleksu, spostrzegawczości. Mimo wszystko wiesz, że wszystko zależy właśnie od niego. Nie masz żadnego wpływu na to, co się stanie. No chyba, że opracowaliście tajemniczy język znaków, jak chociażby było u mnie ;)

Lewe kolano-zjedź bardziej na prawo.
Prawe kolano-odbij od prawej krawędzi.
Oba kolana-Hamuj!
Język bardzo przydatny, gdy stoicie w korku, bądź droga jest prosta i nudna, a Twój kierowca stwierdzi, że fajnie jest zapatrzyć się w mapę.

Oczywiście teraz, w dobie techniki, mamy interkomy. Jednak...jednak to już nie jest to. Zawsze będę wychodziła z założenia, że im większą ilością gadżetów i technologii się otaczamy, tym bardziej upośledzamy siebie i swoje zdolności: komunikacyjne, postrzegania, odczuwania...



Bycie kierowcą


To już zupełnie co innego. Inny level zmęczenia, inny kąt spojrzenia na podróż, więcej obowiązków i rzeczy do przygotowania. Większa satysfakcja ale i większy stres. Dużo zależy od Twojego doświadczenia. Tego liczonego w kilometrach, usterkach, sytuacji na pozór bez wyjścia.

Jeśli jedziesz w ekipie, na pewno jest Ci raźniej. Jest od kogo ściągnąć paliwo, dodatkowa para rąk do wytargania maszyny z błota też się znajdzie. W namiocie nie jest tak przeraźliwie cicho a i pstrykną Ci może nawet zdjęcie (mówię o tych ładnych, bo o tych kompromitujących na pewno nie zapomną).

Ale, ale...to wszystko tylko wtedy, gdy jedziesz w ekipie zgranej. Pewnej. Zaufanej. Sprawdzonej.
Takiej, no...po prostu Twojej.
Na dobre i na złe. Jeśli decydujesz się na przyłączenie do ludzi totalnie Ci nieznanych (a takich szaleńców nie brakuje) masz taką samą możliwość przeżycia podróży swojego życia od tej najlepszej strony albo najgorszej. A uwierzcie mi...nic bardziej nie psuje podróży niż kompan, w którym nie ma wsparcia, na którym nie można polegać, który nadaje zbyt duże tempo albo je zbytnio spowalnia, który wiecznie narzeka albo sprowadza same problemy. Ryzyk fizyk, jak to mówią. Tyle tylko,że jeśli sparzysz się raz, nie będziesz prosił o powtórkę.

Możesz też wybrać opcję solo. Ty rządzisz. Twoje decyzje nie odbiją się na nikim, poza Tobą rzecz jasna. Masz pełną dowolność, nie grożą Ci żadne pretensje. Jesteś jednak w tym wszystkim sam. Nie możesz się zrównać z współtowarzyszem obok i krzyknąć na cały głos "widziaałeeeeś gościa?!". Nie możesz puścić ironicznej uwagi, z której przez resztę dnia oboje będziecie się gromko zaśmiewać. A kiedy trafisz na drogę płochą, albo spadnie Ci ratunek z nieba, albo będziesz musiał coś wykombinować. I to "będziesz musiał" jest perełką, która również się gdzieś gubi w czasach, gdy podróżowanie jest modne i ma być wygodne. A nic tak nie rozwija, nic tak człowieka nie sprawdza, nic nie daje takiej satysfakcji, jak testowanie własnych możliwości. Jak postawienie się pod ścianą i konieczność podjęcia decyzji. Jak rozwiązanie problemu, który z początku wydawał się nie do przeskoczenia.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 1, Polska-Ukraina

Obserwatorzy