Słów kilka o nauce jazdy

Żeby była jasność. Dla kogoś, kto styczności z motocyklem wcześniej nie miał, kurs i egzamin to jedynie nauka tego, jak zdobyć uprawnienia kategorii A. Nie ma to nic wspólnego z prawdziwą nauką jazdy, tym na co zwracać uwagę, a czego unikać. Oczywiście tym szkołom, które są prowadzone przez motocyklistów gratuluję i szczerze je polecam. Pojęcie przeciwskrętu, świadomość potęgi przedniego hamulca, przegazówka i dobre nawyki już od pierwszej minuty to klucz do sukcesu. Ale takich szkół jest wciąż mało i tylko w wielkich miastach. Ile ja się musiałam naszukać, żeby znaleźć ośrodek, który ma taki sam motocykl co WORD!


Co do egzaminu zaś...Aktualnie podniesiono próg wieku zdającego, jakby to miało coś zmienić. Jakby to wiek był przyczyną wypadku, a nie umiejętności, a raczej ich brak.

Dla przykładu, w Anglii do egzaminu można przystąpić na własnym motocyklu, bądź tym, którym się uczyło.
Ilość godzin, które mają nas przygotować jest dowolna, w pełni zależna od nas. Najpierw zdajemy teorię.

Egzamin składa się między innymi z ósemki, ale nie wyznaczonej liniami, a 2 pachołkami, które mamy ósemką okrążać. Chodzi o umiejętność skręcania, nie o jakieś kreski, Hamowanie awaryjne ma miejsce niedługo po zakręcie, który mamy przejechać z prędkością 50 km/h, na co wskazuje maszyna dokonująca pomiaru prędkości. Na placu dochodzi jeszcze element wolnej jazdy, która w zakorkowanym mieście jest nieodzowna.

No ale na jakiekolwiek zmiany będzie trzeba długo poczekać, szczególnie, że dopiero wprowadzono nowe. Czy lepsze niż poprzednio? Statystyki pokażą. Ale dopóki liczą się cyferki w metryce, milimetry na placu i znajomość trasy egzaminacyjnej, a nie umiejętności i podejście do tematu, jakim jest jazda na motocyklu, nie może być dobrze.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy złapiesz kapcia...

Część 5

Obserwatorzy