Uszczęśliwione kawałkiem dobrej pizzy, dziwimy się dalej, że w Montenegro nie znają McDonalda. Rada więc dla Was-gdybyście szukali żółtej M-ki, na próżno...Za to do szukania znaków zachęcamy jak najbardziej...Znaki...tak właśnie. Chcemy się kierować na Tuzi, Bozoj. Tylko jak, skoro mapa coś nie bardzo współpracuje a gps wciąż się focha? A wyjazd z miasta...cóż, no przed siebie... Po odpowiedniej liczbie zawróceń, skrętów, mamrotania niezbyt ładnych słów pod nosem i poszukiwań jakiegokolwiek znaku, udaje nam się opuścić stolicę. Ufff, duże miasta mają urok ale na pocztówkach, i niekoniecznie w szczycie komunikacyjnym ;) I tak kolejne zakręty prowadzą nas do granicy. Mijamy stację benzynową ale postanawiamy zatankować już w Albanii, bo coś tam jeszcze w baku chlepoce. Zaczyna się więc standardowe grzebanie w tankbagu, za schowanymi dokumentami. Okazuje się, że prawko międzynarodowe nie potrzebne, co mnie trochę smuci. W końcu rzadko się ma okazję pom...